Posłaniec

Czołówka

Tytuł oryg.:
The Go-Between
Rodzaj:
Film fabularny
Kraj produkcji:
Wielka Brytania
Rok produkcji:
1970
Reżyseria:
Joseph Losey
Scenariusz:
Harold Pinter
Operator:
Gerry Fisher
Obsada:
Julie Christie, Alan Bates, Dominic Guard, Michael Redgrave, Margaret Leighton
Czas trwania:
116 min.

Opis filmu

Poetycka opowieść rozpięta między teraźniejszością a przeszłością, opowiada o wydarzeniach, które rozegrały się podczas pewnego pięknego angielskiego lata końca XIX wieku. Bohaterem historii jest chłopiec, który został zaproszony przez kolegę do posiadłości w Bradham Hill. Leo, syn ubogiej wdowy, jest oszołomiony otaczającym go przepychem i urodą starszej siostry swego przyjaciela, Marian. Jest gotów zrobić dla niej wszystko, dlatego zgadza się przyjąć rolę tytułowego posłańca, noszącego listy od dziewczyny do jej ukochanego, farmera Teda. Stopniowo jednak uświadamia sobie swoją niewdzięczną rolę, a skrywany romans kochanków wychodzi na jaw. Po 60. latach Leo ponownie spotyka Marian i po raz kolejny podejmuje się funkcji pośrednika.

Pełen skrywanych namiętności dramat Loseya jest opowieścią o ludzkim życiu, w którym przeszłość i teraźniejszość są nierozerwalnie związane, a minione przeżycia determinują często resztę życia. Film otrzymał Złotą Palmę na festiwalu w Cannes.


Jerzy Płażewski o filmie:

W 1971 roku Wielką Nagrodą festiwalu w Cannes nagrodzony został angielski dramat psychologiczny „Posłaniec" Josepha Loseya. Powstało dzieło o doskonałej harmonii. Wytwornie piękne - jak pisała krytyka. Dzieło nieosiągalne dla młodego geniuszu, debiutanta, bo wymagające dojrzałego doświadczenia, niezależnego od kolejnej mody, tematycznej, czy formalnej. Temat skreślony w kilku słowach nie obiecywał wiele. Ot, jeszcze jedna historia dojrzewania uczuciowego chłopca porażonego hipokryzją świata dorosłych. Jeśli powstał nie kicz, tylko dzieło wybitne, to dlatego, że historię jakich wiele umiał Losey przejmująco opowiedzieć.

Jak on to zrobił? Otóż właśnie! Warto przyjrzeć się z bliska nowatorskiemu zabiegowi reżysera, który początkowo zbijał widzów z tropu. Zabieg ten przenosi  - ale nie od razu i dość niespodziewanie - historię małego Lea z teraźniejszości w odległą przeszłość. Dziś „Posłaniec" znany jest milionom, ale na jego praremierze w Cannes zaskoczenie publiczności było duże.

Oto akcja filmu rozgrywa się, sądząc po marce jadącego samochodu, około roku 1912. Zdążyła się nieźle już rozpędzić, gdy po scenie zakupów w miasteczku zdarzy się rzecz dziwna. Można ją w ogóle przegapić, albo uznać za błąd w montażu. Oto pojawi się na moment ujęcie dworca w Norwich z neonowym napisem na fasadzie, a przed dworzec zajedzie prawie współczesna limuzyna. Trwa to chwilę. Powracamy do sceny z roku 1912, mierzenia kupionego właśnie ubrania i albo zapominamy o wszystkim, albo sądzimy wręcz, że scena nam się przywidziała. Ale nie. Bo znowu powraca nowoczesna limuzyna, do której wsiada nieznany nam starszy pan w meloniku. I kiedy następuje dłuższa i ważna scena kąpieli, trudno już nam uznać przed sobą, że nic nie zaszło. Tylko że te wtręty, wbrew tradycjom filmowym, nie łączą się z niczym, co do tej pory w tym filmie widzieliśmy.

Dopiero czwarty taki wtręt stanowi rozwiązanie. Nowoczesna limuzyna przejeżdża obok pałacu, dobrze znanego nam już z akcji głównej. Jeśli przyjmiemy, że sceny z limuzyną pochodzą mniej więcej z roku 1960, to siedzący w limuzynie mężczyzna po sześćdziesiątce miałby w 1912 roku tyle lat, co mały Leo.
Nie zdradzając zakończenia obu akcji możemy ujawnić, że znaleźliśmy się w obliczu figury stylistycznej, którą nazwałem czasem przeszłym opóźnionym. Akcja z 1912 roku, którą mieliśmy do tej pory za teraźniejszość, okazuje się nagle odległym wspomnieniem. Otóż przed Loseyem rozwiązywano podobne zadania tak, że film zaczynał się od nadjeżdżającej limuzyny, a dopiero potem bohater przechodził do wspomnień.
   
Czemu Losey wymyślił inny sposób? Bo dwie historie, które miał widzom do opowiedzenia, tę z roku 1912 i tę z 1960, są nierównej ważności. Pointa tkwi w opowieści współczesnej, ale ważniejsza jest historia dawna. Otóż wydaje się Loseyowi, chyba słusznie, że współczesne kino woli teraźniejszość. Że sprawy współczesne są dziś w kinie jakby od razu ważniejsze od romantycznych wspomnień sprzed pierwszej wojny. Aby uniknąć, choćby podświadomego, obniżenia ważkości akcji z roku 1912, reżyser udał przez kwadrans, że jest to historia jedyna. A kiedy drobnymi dawkami dopuścił do głosu także tą drugą, widz już zaangażowany był uczuciowo w tę pierwszą. I przekonany, że właśnie w tej pierwszej zdarzyło się to, co najważniejsze!

Tekst opublikowany na portalu stopklatka.pl w cyklu „Jerzy Płażewski przedstawia filmy, które trzeba znać”

Oceń film




Galeria


Plakat