„Zanussi należy do tych autorów, którzy od czasów Dreyera wiedzieli, jak wzbogacać dialog treściami religijnymi, metafizycznymi czy naukowymi, utrzymując je cały czas na poziomie jak najbardziej codziennym (…)”.
Autorem tych słów jest nikt inny, jak Gilles Deleuze, francuski filozof, który w latach 80. stworzył podwaliny nowoczesnej teorii kina. Zainteresowanie Deleuze’a twórczością polskiego reżysera – reprezentującego skrajnie odmienny światopogląd – może zaskakiwać i skłaniać do myślenia. Choć Krzysztofowi Zanussiemu próbuje się czasem przypisywać w Polsce łatkę staromodnego moralisty, to jednak wiele filmów autora „Iluminacji” i „Eteru” wciąż zaskakuje i zachwyca filmową inwencją. Począwszy od swoich pierwszych dzieł, Zanussi próbował realizować własny model kina – spekulatywnego, filozoficznego, będącego raczej medium przedstawiania myśli niż opowiadania historii. Doskonałym przykładem mogą być zogniskowane na moralno-filozoficznych sporach „Struktura kryształu” i „Barwy ochronne”, czy „Iluminacja” – jeden z najważniejszych esejów filmowych w historii dziesiątej Muzy.
Iluminacja | reż. Krzysztof Zanussi | 1972 | Polska
Choć za złoty okres Zanussiego uznaje się często lata 70., to jednak także w późniejszej twórczości reżysera zdarzały się dzieła wybitne. Niektóre z nich, jak nagrodzony Złotymi Lwami w Wenecji „Rok spokojnego słońca” wciąż pozostają niedocenione w Polsce, inne, zrealizowane za granicą – takie jak „Imperatyw” czy „Paradygmat” – nigdy nie miały dystrybucji kinowej nad Wisłą i pozostają znane tylko nielicznym kinomanom. O ile kilka filmów z późnej twórczości Zanussiego – przede wszystkim „Cwał” i „Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową”, spotkało się z należytym uznaniem – o tyle wiele z nich, np. „Eter”, było odczytywanych powierzchownie i opisywanych jedynie zdawkowo.