22 lutego w Los Angeles odbyła się ceremonia wręczenia Nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej. Nagradzany na międzynarodowych festiwalach film Pawła Pawlikowskiego „Ida” jako pierwsza polska produkcja otrzymał Oscara w kategorii Najlepszy Film Nieanglojęzyczny. Obraz polskiego reżysera pokonał takie filmy jak: „Lewiatan” Andrieja Zwiagincewa (Rosja), „Timbuktu” Abderrahmana Sissako (Mauretania), „Dzikie historie” Damiána Szifróna (Argentyna) oraz „Mandarynki” Zazy Urushadze (Estonia). Jak do tej pory 9 polskich produkcji było nominowanych właśnie w tej kategorii: „W ciemności” Agnieszki Holland, „Noce i dnie” Jerzego Antczaka, „Potop” Jerzego Hoffmana, „Faraon” Jerzego Kawalerowicza oraz „Nóż w wodzie” Romana Polańskiego. Andrzej Wajda aż czterokrotnie miał szansę na nagrodę za filmy: „Katyń”, „Ziemia obiecana”, „Panny z Wilka” oraz „Człowiek z żelaza”.
„Ida” była również nominowana za Najlepsze Zdjęcia autorstwa Łukasza Żala i Ryszarda Lenczewskiego. Statuetkę w tej kategorii otrzymał jednak Emmanuel Lubezki - twórca zdjęć do filmu „Birdman”.
Akcja „Idy” rozgrywa się w latach sześćdziesiątych. Anna (Agata Trzebuchowska) jest w nowicjacie, jako sierota umieszczona została w klasztorze pod opieką zakonnic. Matka przełożona namawia ją, by przed święceniami odwiedziła swoją ciotkę Wandę (Agata Kulesza), jedyną żyjącą krewną. Ciotka, była sędzia, początkowo niechętna kontaktom z Anną, podczas wizyty dziewczyny opowiada jej o rodzicach i ich losach. Ujawnia też jej żydowskie pochodzenie. Razem decydują się pojechać do miejscowości Piaski, gdzie mieszkali dziadkowie i rodzice Anny.
Tak o filmie pisał Tadeusz Sobolewski:
„Rzeczywistość ukazana w „Idzie” nie wydaje się - jak to bywa w filmach o PRL-u - ani atrapą, ani karykaturą. Przypomina dawne filmy polskie - z czasów, gdy nasze kino było u szczytu możliwości i podbijało międzynarodowe festiwale. Nie wszystko można było wtedy powiedzieć wprost, ale liczył się obraz (...) Kiedy ogląda się „Idę”, której akcja dzieje się na początku lat 60., w czasach twista, Heleny Majdaniec, Karin Stanek, czuje się oddech tamtego kina. Pawlikowskiemu udało się dokonać jedynego w swoim rodzaju przeszczepu. Połączył głębię i tragizm kina szkoły polskiej z dzisiejszą wolnością wypowiedzi".
źródło: Gazeta Wyborcza